Izba Przyjęć to nie poradnia. Tu ratuje się życie Drukuj

pacjenci w Izbie Przyjec

 

Pracownicy Izby Przyjęć bytomskiej „Czwórki” obawiają się, że jak co roku – w trakcie długiego weekendu - będzie ona oblegana przez nadmierną ilość osób. Pierwszą grupę, dość liczną, stanowią osoby nadużywające alkoholu, które pod jego wpływem doznały urazu i wykonuje się im kosztowną diagnostykę, a drugą - ludzie, którzy postanowili skrócić sobie kolejkę do lekarza specjalisty.

Zabierają tym samym naszemu personelowi czas na ratowanie życia i zaopatrywanie ciężko chorych - mówi dr Janusz Stelmaszyński, kierownik Izby Przyjęć. Izba Przyjęć, mówiąc kolokwialnie, nie jest poradnią wielospecjalistyczną.

Tymczasem co miesiąc Izbę odwiedza ponad 2 tysiące osób, z czego tylko niewielki procent trafia na szpitalne oddziały. Bazując na danych, na przykład z marca tego roku, widać skalę problemu. W Izbie Przyjęć przyjęto 2477 pacjentów, z czego aż 1848 w ogóle nie powinno się tam znaleźć, bo powinni udać się do lekarza pierwszego kontaktu! Udzielane są im porady ambulatoryjne, i z odpowiednią adnotacją na skierowaniu lub wydaną karta informacyjną - odsyłani są do lekarza Podstawowej Opieki Zdrowotnej. Niestety, ogromną liczbę stanowią ludzie, którzy przychodzą do Izby Przyjęć z nieuzasadnionym skierowaniem od lekarza POZ. Proszę swoich kolegów po fachu o rozsądek przy wypisywaniu skierowań - apeluje dr Janusz Milejski, dyrektor ds. lecznictwa WSS nr 4. Prośba na skierowaniu o konsultację szpitalną pacjenta z pokrzywką po ukąszeniu owada, bez podjęcia wcześniejszego leczenia jest nieuzasadniona. Niestety, takich skierowań jest bardzo dużo, poradnie POZ przerzucają ciężar diagnostyki na szpitalne Izby Przyjęć.

Lekarka bada pacjenta

Dr Janusz Stelmaszyński dodaje: trzeba powiedzieć to głośno, że chodzi o koszty. Badania dodatkowe są niechętnie zlecane przez lekarzy POZ, bo za takie badania płaci zlecająca poradnia. Tymczasem pacjent kierowany do Izby Przyjęć jest diagnozowany na koszt szpitala i otrzymuje wyniki badań od ręki. Lekarz POZ ma wówczas zupełnie komfortową sytuację i ułatwione leczenie, ale koszty niestety ponosi szpital. Wielu pacjentów zgłasza się do Izby Przyjęć z licznymi skierowaniami do różnych oddziałów specjalistycznych, wydanych przez lekarza POZ, w tym samym dniu i z tą samą jednostką chorobową w rozpoznaniu! Dodatkowo pacjenci mają również skierowania do odpowiednich poradni specjalistycznych, wydane przez tego samego lekarza.

Niemniej marcowe statystyki pokazują, że ludzie przychodzą po poradę do szpitala nawet bez skierowań. W marcu przyszło ich aż 513! Wszystkich pacjentów, którzy do nas trafiają musimy obsłużyć, bo tego wymagają od nas przepisy – zaznacza doktor Janusz Stelmaszyński. Tyle tylko, że generuje to ogromne koszty. NFZ płaci Izbom Przyjęć dzienny ryczałt, bez względu na to, ile przyjmą chorych. Jest on nieadekwatny do rzeczywistych potrzeb, liczby pacjentów i nakładu pracy, jaką wykonuje personel Izby Przyjęć.

Izba przyjęć

Ponadto, wbrew powszechnemu przekonaniu, próba przerzucenia na szpitale ciężaru diagnostyki zarówno przez pacjentów, jak i poradnie POZ wcale nie przyspiesza powrotu do zdrowia pacjenta. Gdyby był on prawidłowo i szybko zdiagnozowany przez lekarza Podstawowej Opieki Zdrowotnej, można byłoby odpowiednio wcześnie wdrożyć u niego leczenie. Wówczas szybciej wróciłby do zdrowia. Izba Przyjęć to miejsce, gdzie udzielana jest pomoc w stanach nagłego zagrożenia życia i zdrowia - podkreśla dr Janusz Milejski. Pacjenci zgłaszający się do poradni POZ powinni być tam zaopatrywani. Jeśli lekarz wystawia skierowanie do szpitala, to powinien uzgodnić przyjęcie z odpowiednim oddziałem.

Jest jeszcze jeden aspekt, na który warto zwrócić uwagę - duża liczba osób które zgłaszają się bez uzasadnienia do Izby Przyjęć, powoduje, że czekają oni długo na wizytę, są niecierpliwi i coraz częściej agresywni. To agresywne zachowanie jest przerażające - przyznaje Jerzy Pieniążek, dyrektor WSS nr 4. Ludzie domagają się poszerzonej diagnostyki, konkretnych badań, a kiedy ich nie otrzymują, wyładowują na personelu swoją złość - podsumowuje Jerzy Pieniążek.